Jego podejście do pracy i życia czyni go wzorem dla wielu młodych ludzi, marzących o karierze w dziennikarstwie. Na co dzień możemy go słuchać na falach 103.1 FM i w Radio Zet, a czasami zobaczyć… lecącego na spadochronie lub biegnącego w maratonie.
Poznajmy bliżej Daniela…
Czy praca dziennikarza to Twoja wymarzona kariera?
Hmm…, chyba tak. Aż tak mocno nad tym się nie zastanawiałem, ale skoro nie wyobrażam sobie siebie robiącego cokolwiek innego no, to chyba jest to dostateczna odpowiedź.
Wolisz dziennikarstwo radiowe, telewizyjne czy prasowe?
Ujmijmy to tak: radiowo-telewizyjne. Ale w zasadzie dzisiaj te granice pomiędzy poszczególnymi dziedzinami i tak bardzo się zacierają. Kiedyś radio było bardzo intymne; pamiętam swe początki, gdy przypadkowo ktoś dowiadywał się, że to ja jestem tym Danielem z radia i był zaskoczony, bo wyobrażał sobie kogoś zupełnie innego (śmiech). Dzisiaj odarliśmy się z tej intymności. Internet zmienił wszystko. I wiesz co? Nawet mi to jakoś nie przeszkadza. Bo w tej pracy nie ma monotonii.
Co jest najbardziej fascynujące a co najtrudniejsze w pracy dziennikarza? Jakich rad udzieliłbyś początkującym w tym zawodzie?
W ogóle to jestem fatalnym nauczycielem, więc nie wiem czy moje rady komukolwiek mogłyby się do czegoś przydać (śmiech). Wspomniałem wcześniej o braku monotonii i to jest chyba najlepsze. Widzisz – u mnie jest tak, że nie byłbym w stanie wysiedzieć 8 godzin w pracy za biurkiem w jakimś urzędzie. Doceniam ludzi, którzy to robią, ale … ja bym tak nie dał rady. Natomiast tutaj mam cały proces, od początku do końca, nad którym staram się mieć kontrolę. Wyszukiwanie tematów, ludzi, potem docieranie do nich, przechodzenie przez historie. To jest długi proces. I każdy z tych etapów jest na swój sposób fascynujący. A co mógłbym doradzić? Właśnie chyba to, żebyście fascynowali samych siebie. Róbcie to, czego jako odbiorcy chcielibyście dostawać.
Często przeprowadzasz wywiady. Czy możesz nam zdradzić jaka jest tajemnica dobrego, ciekawego wywiadu?
Słuchać rozmówcy. To on jest przedmiotem rozmowy i to on jest gwiazdą wywiadu. Nie osoba przeprowadzająca wywiad. Im więcej ciekawych rzeczy uda się wydobyć od rozmówcy, tym wywiad będzie ciekawszy. Więc należy być ciekawym. I pytać, pytać, pytać…
Ale nie samym dziennikarstwem człowiek żyje? Interesujesz się także skokami spadochronowymi. To dość ekstremalne zainteresowanie, skąd się wzięło?
Z przypadku. Jak większość fajnych rzeczy w życiu (śmiech). Ale też po części z pracy! Pojechaliśmy dwa lata temu nakręcić reportaż o skakaniu i sami zdecydowaliśmy, że oddamy skok w tandemie z instruktorem. Trząsłem się jak galaretka, w czasie zapinania „uprzęży”, w czasie lotu samolotem, a gdy miałem wyskoczyć, a w zasadzie pozwolić się wypchnąć instruktorowi, to byłem totalnie półprzytomny. Instruktor podawał jakieś instrukcje, zapytał czy chcę sam, na odpowiedniej wysokości otworzyć spadochron, ale to wszystko nie miało znaczenia. Adrenalina była tak duża, że niczego nie pamiętałem, nie kojarzyłem. Dopiero jak już lecieliśmy pod czaszą spadochronu pozwolił posterować i emocje zaczęły opadać. Nieprawdopodobne przeżycie.
Jak to jest skakać z tak ogromnej wysokości, jakie uczucia towarzyszą skokom? Kto może oddać się temu hobby, a komu zdecydowanie je odradzasz?
Skydiving w zasadzie pozostaje poza mainstreamem, to dyscyplina bardzo niszowa. Ale w ubiegłym roku natrafiłem na portalu CNN na wypowiedź południowoafrykańskiego skoczka JJ Wallisa, z którą się totalnie utożsamiam – „Wielu ludzi myśli, że jesteśmy szaleni robiąc te rzeczy, ale my sądzimy, że wielu ludzi jest szalonych, że nigdy tego spróbowali”. W punkt. Jeżeli nie ma przeciwskazań medycznych, to każdy powinien tego spróbować. A uczucia? Adrenalina przede wszystkim. To też przezwyciężanie własnych słabości. Czy uwierzysz, gdy ci powiem, że mam lęk wysokości? Bo mam! (śmiech)…
Czy skok adrenaliny jaki odczuwasz przed skokiem można, choćby w części, porównać z pracą na żywo przed mikrofonem lub kamerą?
Nie, to jednak zupełnie inne rzeczy. Mogą zdarzać się fajne tematy, rozmowy z ciekawymi ludźmi, przed którym człowiek się wciąż odrobinę stresuje, ale … to zupełnie coś innego.
Stresujesz się jeszcze w pracy?
Zdarza się. Czasami wydaje ci się, że rozmówca ma przytłaczającą osobowość i jest lekka adrenalina przed rozmową. Ale później to schodzi, gdy okazuje się, że to zwykły człowiek, taki jak każdy inny.
Zdarzają się też i tacy, którzy są kompletnymi dupkami. I podczas rozmowy to tylko udowadniają.
Przykłady?
Tych pierwszych czy tych drugich (śmiech)?
Obu …
Historia, którą zawsze będę opowiadał wydarzyła się na samym początku mojej pracy z mikrofonem. Zostałem wysłany na mecz hokejowy pomiędzy Chicago Blackhawks a Pittsburgh Penguins. W pewnym momencie zauważyłem, że z dziennikarzami rozmawia ówczesny menedżer generalny z Pittsburgha, legendarny hokeista Mario Lemieux. Pamiętam, że gdy włożyłem przed niego rękę z mikrofonem, to nie byłem w stanie jej prosto utrzymać. Tak mi się trzęsła! Tremę miałem przed rozmową z Robertem Lewandowskim czy Igą Świątek. Oboje okazali się zupełnie normalnymi, fajnymi do pogadania ludźmi.
A z tej drugiej kategorii? No cóż, nie zdradzając zbyt wielu szczegółów pamiętam, że po rozmowie z byłym burmistrzem Chicago – obecnie ambasadorem gdzieś w Azji (tak, by zbyt wiele nie zdradzić) uznałem, że słusznie zapracował sobie na etykietkę gbura. Myślę, że wiele osób domyśli się kogo mam na myśli.
Wróćmy do skakania – najbardziej wyjątkowy, niezapomniany skok to…?
A mogę powiedzieć, że każdy? Ha, ha – naprawdę będzie ciężko. Niezapomniane są pierwsze momenty. Pierwszy raz w tandemie. Potem pierwszy raz na kursie, gdy starałem się już zdobyć licencję kategorii A uprawniającą do samodzielnego skakania. Wówczas już sam musiałem założyć spadochron, chociaż w fazie swobodnego opadania miałem obok siebie instruktora, który w razie potrzeby mógł zareagować. Ale wylądować już trzeba było samemu! Później, gdzieś chyba przy dwunastym, czternastym skoku nastąpił ten moment, że coś „kliknęło” i wszystko w powietrzu zaczęło lepiej wychodzić. Bo wcześniej zdarzały się momenty słabości, zdarzało mi się wręcz kwestionować czy kiedykolwiek to opanuję.
I pamiętam jak jeden z instruktorów powiedział do mnie; „spokojnie, każdy łapie w którymś momencie ten moment, że nagle wszystko wychodzi”. I wyszło. Wiesz co jest jeszcze zabawne – i dziś całkowicie się po tym podpisuję – otóż każdy z instruktorów powtarzał w kółko, że najważniejsze jest w locie zrelaksować się i nauczyć brać głęboki oddech. Wyobrażasz to sobie? Spadasz z 13 tysięcy stóp, z prędkością 150 mil na godzinę i masz się zrelaksować! Okazuje się, że dokładnie tak jest. Jak już udało się to opanować, to nagle ten czas – te 55-60 sekund swobodnego opadania nagle się wydłuża. I zauważasz, że możesz w tym czasie wiele rzeczy zrobić, a to się pokręcić, a to zrobić fikołka w powietrzu (śmiech). W zasadzie, to każdy skok jest na swój sposób niezapomniany. Mam ich na koncie jakieś 120 i podejrzewam, że gdybyś mnie zapytała o którykolwiek z nich, to byłbym w stanie go dokładnie opisać. Niezapomniany był też wyjazd do Portoryko, zorganizowany przez moją „domową bazę” Skydive Chicago i pierwsze lądowanie na plaży. To są rzeczy, które zostaną ze mną na długo.
Dziękuję za tę inspirującą rozmowę. Życzę powodzenia we wszystkich Twoich przedsięwzięciach, zarówno w dziennikarstwie, jak i w pasjonujących przygodach poza pracą. Niech Twoje zaangażowanie i pasja nadal przynoszą Ci wiele satysfakcji i sukcesów!
Facebook: Daniel Bociąga
Instagram: Daniel Bociąga (@dbociaga)
Daniela możemy spotkać na WPNA.FM – YouTube i posłuchać na Polskie Radio WPNA 103.1 FM – Chicago – Polish-American Mix
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.