
Kiedy organizatorzy Roland Garros 2025 zaplanowali uroczystość pożegnania Rafaela Nadala, zdobywcy 14 mistrzowskich tytułów na paryskich kortach, na pierwszy dzień turnieju, wydawać by się mogło, że być może jest to błąd – bo takie wyjątkowe pożegnanie wyjątkowego mistrza powinno może odbyć się nieco później, w trakcie turnieju, kiedy znacznie większa liczba tenisowych kibiców śledzi jego przebieg. A jednak już po obu finałach wydaje się, że decyzja organizatorów była jak najbardziej słuszna.
Pożegnanie Nadala miało wyjątkowy charakter, a kort im. Philippe’a Chatriera wypełniony był do ostatniego miejsca, zaś dwa finały rozegrane w ostatnią sobotę i niedzielę pokazały, że poziom tenisa i zainteresowanie nim są na bardzo wysokim poziomie. Zwłaszcza po finale mężczyzn trwającym 5 godzin i 29 minut (drugi najdłuższy finał wielkoszlemowego turnieju w historii) trwa dyskusja, czy mamy do czynienia z kolejną dynastią tenisową.
To, co pokazali w niedzielę Sinner i Alcaraz – nie tylko pod względem zaciekłości rywalizacji w meczu finałowym czy czasu jego trwania, ale przede wszystkim poziomu, na jakim byli w stanie walczyć przez pięć i pół godziny – dla wielu obserwatorów było dowodem, że w obecnej sytuacji nie ma nikogo innego na światowych kortach, kto z powodzeniem byłby w stanie rywalizować z tą dwójką.
I co prawda Sinner i Alcaraz przed paryskim finałem mieli już na swoich kontach po pięć tytułów wielkoszlemowych, jednak to niedzielny mecz pokazał, jak nieprawdopodobnie wysoki poziom tenisa reprezentują i że to oni właśnie będą kolejną parą, która będzie rządzić i dzielić.
Już pierwsze cztery gemy, które trwały znacznie ponad 30 minut, pokazały, że nie tylko mecz będzie długi, ale przede wszystkim, że będzie niezwykle zacięty i już na samym jego początku trudno było wskazać, który z dwójki finalistów ma większe szanse. Oczywiście po wygraniu przez Sinnera dwóch pierwszych setów, opinie, że Włoch powinien wygrać, zaczęły przeważać. Jednak Alcaraz zaczął powoli odrabiać straty i wyrównał wynik meczu na 2:2 w setach.
W decydującej partii Sinner miał już trzy piłki meczowe – i to trzy pod rząd – co w normalnych warunkach gwarantuje zwycięstwo. W normalnych, ale nie w takich, kiedy na korcie gra Alcaraz – nie tylko że obronił te trzy okazje Sinnera, doprowadził do tie-breaka i wygrał go zdecydowanie, zdobywając mistrzowski tytuł.
Jeszcze raz trzeba podkreślić, że poziom meczu był nieprawdopodobnie wysoki i rzeczywiście trudno wyobrazić sobie kogokolwiek innego, kto w niedzielne popołudnie byłby w stanie nawiązać z jednym z dwóch finalistów równorzędną walkę.
Zakończony w niedzielę Roland Garros to również koniec epoki zdominowanej przez czwórkę: Djoković, Nadal, Federer i Murray. I choć ten pierwszy dotarł w Paryżu do półfinału, poległ on w trzech setach z Sinnerem, nie mając praktycznie ani przez moment szansy na potencjalne zwycięstwo. I być może także ten pojedynek starego mistrza z tym, który będzie jednym z tych, którzy będą dominować tenis w nadchodzących latach, pokazał, że zmiana epok właśnie nastąpiła.
Turniej kobiet był również fascynujący – częściowo za sprawą Igi Świątek, która grając chyba najlepszy od wielu miesięcy tenis, starała się obronić mistrzowski tytuł w Paryżu i odnieść już piąte zwycięstwo w turnieju Rolanda Garrosa.
Na drodze stanęła jednak liderka światowego rankingu Aryna Sabalenka, dla której pierwszy tytuł w Paryżu jest największym tenisowym marzeniem. A to, w jaki sposób zagrała decydującego seta ze Świątek (wygranego przez Białorusinkę 6:0), pokazało, iż to marzenie jest jak najbardziej realne i prawdopodobnie spełni się w nadchodzących latach.
Jednak Aryna musi jeszcze poczekać, bo w 2025 to Coco Gauff pokazała, że porażka w poprzednim finale, w którym występowała (z Igą Świątek), sprawiła, że zrobiła wszystko, aby jej marzenia o paryskim triumfie spełniły się właśnie w tym roku. I choć Sabalenka rozpoczęła mecz bardzo pewnie (podobnie jak ze Świątek, prowadząc 4:0), Gauff pokazała, iż fakt bycia numerem dwa na świecie nie jest przypadkowy.
Trudno jeszcze mówić o dynastii w przypadku tenisa kobiecego (jak miało to miejsce choćby w rywalizacji Navrátilovej i Evert), ale może to i dobrze.
Tekst i zdjęcia: Peter Figura
Czytaj również:
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.